Reklama i marketing

Być jak PR Manager…

Praca w public relations to nie jest, wbrew temu, co wielu się wydaje, bułka z masłem. No bo cóż może być trudnego w pracy, która polega na „nawijaniu ludziom za uszy makaron” (definicja PR-u według „życzliwych”)?

Rzeczywiście, jeśli tak się postrzega to, czym zajmuje się PR-owiec, to raczej trudno uznać ten zawód za coś trudnego, zwłaszcza dla osoby, która „ma gadane” (ewentualnie „pisane”). Tak się jednak składa, że praca specjalisty od wizerunku to nie zwykle ciężki i stresogenny zawód, który z pewnością nie jest dla każdego.

Dzień z życia specjalisty w agencji PR

By nie być gołosłownym przedstawimy poniżej krótki opis dnia z życia specjalisty w agencji PR. I dodajmy od razu, że to nie jest to relacja z jakichś nadzwyczajnych 8h (lub więcej), tylko raczej z dnia jak co dzień.

Skrzynka pocztowa

Od czego więc zaczyna dzień PR-owiec? Oczywiście, od odtworzenia skrzynki z pocztą. Szansa, że nic tam nie znajdzie, jest raczej znikoma. Pół biedy jeśli jest to standardowa informacja od klienta czy szefa, ale niemal na pewno wśród maili, które trafiły do naszej  skrzynki, znajdzie się taki, który podniesie nam poziom cukru. I  to bardzo.

Przykłady? Klient przeczytał po dwóch tygodniach raport, który mu przesłaliśmy na koniec miesiąca. I nie jest ukontentowany. Nieważne z jakiego powodu. Istotne jest to, iż Ty z miejsca musisz chwycić za telefon, aby wyjaśnić z nim sprawę, nieważne jak bardzo jest pilna robota, którą zaplanowałeś wykonać rano.

Telefony

Gdy już się z tym uporasz, istnieje duża szansa na to, że w trakcie Twojej godziny rozmowy z klientem „od raportu”, chciało się dodzwonić co najmniej cztery osoby. Zaczynasz zatem oddzwaniać. A cały czas masz na głowie artykuł, który musisz stworzyć najpóźniej do 14-ej, a jest już 10.30…

I któż to do Ciebie dzwonił? Na pewno znajdzie się w tej czwórce praktykant. Zaspał. Nie może przyjść. Wyjeżdża do Indii, aby odnaleźć swoje prawdziwe ja, w związku z czym rzuca to całe public relations, w diabły. I tak dobrze, że w ogóle się odezwał.

Drugi telefon, to spanikowana pani manager ds. marketingu firmy, którą Twoja agencja PR obsługuje. Szefowi nie spodobał się tytuł, mimo iż sam go akceptowała, w dzisiejszym artykule o firmie w dzisiejszym wydaniu  Gazety Wyborczej. Czy nie można by go szybko wymienić? Wyjaśnienie, że to absolutnie niemożliwe może zając nawet godzinę casu.

Trzeci telefon – kumpel. Szuka właśnie pracy, czy w związku z tym nie dałoby się cos załatwić w Twojej agencji. Odpowiedź – zależnie czy da się, czy nie.

Czwarty – szef. Trzeba szybko napisać tekst na Proto z oceną najnowszej kampanii PR-owej dla… (wstawić dowolny podmiot). Miała to zrobić Gośka, ale ma teraz urwanie głowy, więc padło na Ciebie. Wiadomo , że Ty absolutnie nie masz co robić…

Sprint

Jest już 12, w związku z czym już i wiesz, że nie zdążysz z napisaniem swego tekstu, który obiecałeś swemu zaprzyjaźnionemu dziennikarzowi. Jednak w ten sposób możesz stracić szansę na opublikowanie tekstu o firmie klienta w „Rzepie”, a tego byś naprawdę nie chciał. Znowu zatem chwytasz za słuchawkę i próbujesz przełożyć „deadline”. Bywa róznie – udaje się albo nie.

Przyjmijmy, że się udało. O godzinę. Dobre i to. Najpierw zatem tekst do Proto. Co prawda nic nie wiesz o kampanii, o której masz napisać. Na oczy jej nawet nie widziałeś. Ale od czego jest internet? Na pewno ktoś już zdążył wypowiedzieć na jej temat. Ba, są już nawet dwie recenzje. Ogólnie na plus. Ok. Zaraz będzie i trzecia utrzymana w tym duchu.

Została godzina do 15. Trzeba zatem pisać tekst o firmie klienta. Na szczęście nie musisz robić jakiegoś dogłębnego researchu. Ot sprawdzenie tylko kilku danych. Z pięć dwunasta artykuł jest gotowy. Co prawda nie miałeś czasu na korektę, ale znajomy dziennikarz jest wyrozumiały i jakby co poprawi, a zresztą kto jak kto, ale Ty przecież prawie nie robisz błędów, prawda?

Obiad?       

Raczej nie. Bo choć jesteś wściekle głodny, to, oczywiście, ktoś potrzebuje Twojej pilnej pomocy, albo dostałeś właśnie mail od klienta, na który musisz odpowiedzieć natychmiast, albo… cokolwiek innego.

Mówiąc krótko, praca w agencji public relations to nie jest najprzyjemniejsza, jak się niektórym wydaje, rzecz na ziemi, dlatego lepiej dobrze się zastanówcie, czy to jest właśnie coś, co chcielibyście robić w życiu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *